wtorek, 10 września 2013

Kolejny stracony dzień...

Dzisiejszy dzień, miał być zwykłym dniem, w tych jakże zwykłych czasach. Najpierw pobudka, potem wypad po śniadanie, powrót, jedzonko, prasowanie koszuli, kąpiel, whatever. Wszystko to, absolutnie bez używania mózgu. Automatycznie, jak robot. Najlepszym dowodem na to, jest sytuacja z osiedlowego sklepu. Sprzedawczyni prosiła mnie trzykrotnie abym ustąpił jej z przejścia. Bezskutecznie. Typowy nudny dzień, typowego bagiennego życia. Yhy.
To ja, każdego ranka.


Winda mówi jak jest

Po wyjściu z mieszkania, zdecydowałem się, tym razem, jechać windą. Normalnie zbiegam sobie truchcikiem z osiemdziesiątego ósmego piętra mojego wieżowca (utrzymywanie formy, te sprawy). Ale dzisiaj zdecydowałem się na windę. Nie wiem dlaczego. W wyżej wspomnianej windzie, rozmyślałem sobie o życiu. Zastanawiałem się, co ja tu robię, kim jestem i kiedy liczba fanów mojego bloga w końcu przekorczy milion? Doszedłem do kolejnych pytań. 'Jakim człowiekiem jestem?', 'Jaki poziom sobą reprezentuję?'. Widać, dla dźwigu, to wszystko było już za dużo, ponieważ odpowiedział 'poziom zero'. Obraziłem się i wyszedłem.

Dziwny człowiek

Dzień ten, był wyjątkowy, ponieważ byłem umówiony na dwie rozmowy o pracę. Pierwsza z nich, odbyła się o godzinę 10:30. A właściwie, to miała się odbyć. Ja jednak, swoim starym zwyczajem, spóźniłem się. Co prawda, tylko trzy minuty, ale zawsze. Człowiek, z którym rozmawiałem, był dziwny. Znaczy, widać, że był inteligentny, stosował fajne chwyty retoryczne, ale mówił tak przykre rzeczy, że z uwagi na dbałość o to, żeby wasze śniadania pozostały w waszych żołądkach, nie będę tu ich (rzeczy, nie waszych śniadań) przytaczał. Po pięciu minutach chciałem dać mu w mordę. Po dziesięciu byłem już przyzwyczajony do tych smętów i potrafiłem siedzieć z miną pokerzysty i udawać, że słucham. Po półgodzinie grzecznie podziękowałem i wyszedłem.

Rekord świata

Kolejna rozmowa, miała się odbyć nieopodal niesympatycznej tęczy, przy placu zbawiciela. Nie pamiętam już gdzie. No ale była (rozmowa, nie tęcza), jak mawia mój sympatyczny współlokator, rekordem świata. O godzinie 12:28 pojawiłem się w biurze, w którym miała odbyć się ta rozmowa. O 12:33 byłem już na ulicy. Jak to wyglądało? O tak:
- Dlaczego pan chce opuścić swojego obecnego pracodawcę?
- Chciałbym opuścić mojego obecnego pracodawcę, ponieważ uważam, że zbyt mało zarabiam.
- A ile pan zarabia w tej kopalni?
- (tu pada kwota, którą przemilczę, żebyście nie popadli w kompleksy)
- To tu pan więcej nie zarobi.
- Aha. To dziękuję i do widzenia.

Niesympatyczna tęcza przy pl. Zbawiciela.

Co dalej?

Potem, w stanie ogromnego rozczarowania, udałem się do swojej dotychczasowej pracy, do kopalni uranu. Opisywałem juz, jak to tam wygląda, w tym miejscu. Oczywiście, tradycyjnie się spóźniłem. Przyczyną takiego stanu rzeczy, okazały się, tradycyjnie, warszawskie autobusy. No i tradycyjnie, zostałem za to ukarany chłostą. A jakie jest przesłanie tej notki? Nie jeździjcie windą, to nie będzie się mądrzyła. Nie szukajcie pracy, to nie będziecie musieli się denerwować. I oczywiście, nie spóźniajcie się, wtedy chłosta was ominie.

Tak to właśnie wygląda
8

1 komentarz:

  1. Miałeś chyba wielką satysfakcję z szybkiej ucieczki z drugiej rozmowy kwalifikacyjnej.

    OdpowiedzUsuń