Twórca tytułu
Zaczęło się od myszki. Po powrocie z pracy do mieszkania nie mogłem znaleźć tego niezbędnego do przeglądania memów (czymś trzeba scrollować!) urządzenia. Szukałem, rozglądałem się aż wreszcie znalazłem. W pokoju u właściciela mieszkania (dalej: P.). Pożyczył sobie. Uznałem, że może zostawiłem otwarty pokój, może dopiero co mu się popsuła, może po prostu zobaczył i wziął. Zignorowałem to, jak większość tego co robił i mówił. Nie wiedziałem jeszcze, jakim błędem było moje myślenie.
Kolejny błąd
Jakiś czas temu okazało się, że nie ma internetu. Właściciel mieszkania nie opłacił tegoż. Skontaktowałem się z nim, dałem do zrozumienia jak wygląda sytuacja, powiedział, że jutro opłaci. W porządku pomyślałem. To był kolejny błąd. Gdy internetu nie było już tydzień postanowiłem coś z tym zrobić. Zauważyłem, że P. jest w domu, a konkretnie śpi. Zdecydowałem się zostawić mu kartkę, zacząłem słowami 'jeśli nie będzie internetu'. Po czym usłyszałem, że dzwoni telefon. U niego. Więc usiadłem na fotelu w jego pokoju i grzecznie, kulturalnie, z nienawistnym spojrzeniem poczekałem, aż skończy rozmawiać. Skończył.
Człowiek pierwotny
Następnego dnia okazało się, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Wymknęła się tak bardzo, że prawdopodobieństwo na włączenie internetu było mniejsze, niż na odłączenie prądu. Pojawiła mi się przed oczami wizja życia jak człowiek pierwotny, przy świeczce. Z jednej strony to miła odmiana (nigdy nie kąpałem się przy świeczce), ale z drugiej.. no kurwa! Myślę, że wyczerpałem temat, więc czas na kolejny akapit.
List z pogróżkami
Minął kolejny dzień i zostałem uświadomiony, że zapomniałem o kartce. Uświadomiony przez babcię (przez nią poznałem P.). Okazało się, że ten inteligentny typ zaczął rozpowiadać, że zostawiam mu listy z pogróżkami. Przypomniałem sobie wtedy o kartce. I wszystko stało się jasne. Zostawiłem mu list z pogróżkami, zawierający cztery słowa na parapecie w swoim pokoju. Konkluzja? Grzebie mi w rzeczach. Postanowiłem zrobić wtedy jedyną słuszną rzecz - opuścić ten przybytek as soon as possible.
Rodzina zjeżdża do domu
W niedzielę podjąłem decyzję, we wtorek już jechałem. Wróciłem do domu na wieś, bo 30 listopada nie znajdę już mieszkania od grudnia. A przecież dłużej u P. nie zostanę. Także tego problemu (nie dylematu - uważajcie na błędne użycie tego słowa! #grammarnazi) znałem jedno rozwiązanie. Dom rodzinny. I od tej pory niestety muszę do Warszawy dojeżdżać. Mam nadzieję, że najwyżej do końca grudnia.
Jak żyć?
Na zakończenie mogę już tylko zadać odwieczne pytanie. Jaka jest zaś odpowiedź? Chyba taka jak zawsze, trudno powiedzieć. W tym przypadku nawet bardzo trudno, bo typ wydawał się ogarnięty. No ale cóż. Polecam szczególną ostrożność. Jeśli macie wybrać coś, co będzie na całe życie - musicie to dokładnie przemyśleć. Zawsze!
8
PS. Ale córki miał zajebiste!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz