wtorek, 5 lipca 2016

Oddawać krew

Dawno dawno temu.. chociaż może wcale nie tak dawno, bo jakieś dwa miesiące temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami, a właściwie całkiem niedaleko, bo w mordorze na Domaniewskiej przydarzyła mi się pewna historia. Coś, o czym chciałbym wam opowiedzieć, drodzy czytelnicy. W kolejnym już, 2137 powrocie do prowadzenia internetowego pamiętnika. Zaczynamy!

To było tu.


Zagubieni

Nigdy nie oglądałem serialu Lost (co nie znaczy, że nikt mi nie powiedział, że łysy cudownie ozdrowieje), ale tytuł pasuje tutaj lepiej niż pięść do oka. Chodzenie po mordorze przy Domaniewskiej jest trudniejsze niż po tym z opowieści Tolkiena. Dlaczego? W końcu pod nogami nie przewracają Ci się tony orków i nie musisz ukrywać się przed okiem Saurona. Jednak poziom trudności wyprawy determinuje cel podróży, a znalezienie widocznej z kilometrów góry przeznaczenia jest łatwiejsze niż małego budynku-siedziby Xeroxa, ukrytego wśród innych, takich samych, małych budynków, w których wykorzystuje się ludzi do niewolniczej pracy w call center.

Koniec języka za przewodnika

To co normalne w takich sytuacjach, to wykorzystywanie wszystkich dostępnych sposobności, by dostać się do góry przeznaczenia. I tak jak Frodo czerpał z wiedzy Goluma, tak ja postanowiłem czerpać z wiedzy przechodniów. Szybko jednak okazało się, że przechodnie są tak samo pomocni jak upadły hobbit i poprowadzili mnie w błędnym kierunku (fizyk powiedziałby w błędnym zwrocie, ale na szczęście nie jesteśmy fizykami). Nigdy nie lubiłem głupich powiedzonek (do tej pory nóż otwiera mi się w kieszeni na myśl o święta, święta i po świętach...). Wtedy właśnie wspomógł mnie najlepszy przyjaciel człowieka - smartfon. Tym sposobem dotarłem na miejsce szybciej, niż światło z okolicznej latarni. Szkoda, że Frodo nie był na tyle smart, żeby użyć smartfona! (już nie będę sucharzył, przepraszam..) 

Miłe przywitanie

Ten moment, gdy wchodzisz do budynku oddać krew, a tam impreza.. Przynajmniej tak mi się wydawało na początku, ale mój zmysł zapachu nie wyczuł żadnego alkoholu, po czym tę teorię potwierdził również zmysł wzroku. To był tylko poczęstunek. Bardzo profesjonalnie zorganizowane spotkanie przez jedną z moich czytelniczek, ogromna radość i mnóstwo uśmiechów unoszących się w powietrzu. Żarty na każdym kroku, wzajemne wsparcie.. Nawet wypełnianie testu chorób, jakie się miało, a także wbijanie igły do badania można było określić jako całkiem przyjemne, z tej pozycji.

Bicie braku serca

Po zbadaniu odrobiny krwi udałem się do doktora, by ten zbadał mi ciśnienie i tętno. Szybko okazało się, że plakat z tymże doktorem wisi na drzwiach pomieszczenia. Miałem problem z wybraniem odpowiedniego doktora, na którego powinienem kierować spojrzenie, więc uznałem, że będę patrzył na obu jednym okiem (w końcu po coś mamy parę!). Zeza mam do dzisiaj. Ciśnienie miałem w normie, ale doktor powiedział mi, że moje serce bije za szybko. Powiedział, żebym się uspokoił i przyszedł później. Szybko przypomniałem sobie, że moja była powiedziała mi kiedyś, że nie mam serca i powiedziałem mu to. Doktor popatrzył na mnie z politowaniem, a ja wyszedłem z pomieszczenia ze spuszczoną głową.

Palenie bez palenia

Powiedziałem o tym organizatorce eventu i mojej współtowarzyszce, a te, rada w radę uradziły, żebym może zapalił, bo zwykle mnie to odstresowuje. Ale nie tak na poważnie, tylko bez zapalania, wkładając papierosa do ust. To uczucie, w którym ktoś uważa Twój organizm za tak głupi, że da się na coś takiego nabrać, a Ty zamiast dać mu w mordę (temu kto uważa, nie organizmowi) - próbujesz. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że próba zakończyła się sukcesem. Po początkowym mocnym biciu, serce się uspokoiło i doktor z kamienną twarzą powiedział, że mogę oddać krew. Z jednej strony ucieszyłem się, ale z drugiej na myśl o grubej igle wbijanej moją skórę pobladłem. Gdyby dać mi perukę wyglądałbym jak Samara Morgan.

Zostało Ci siedem dni..

Wolny rynek

Położyłem się na czymś, co przypominało łóżko na salach operacyjnych z niskobudżetowych, polskich komedii i czekałem, aż pani pielęgniarka z trwałą (w wyglądzie można było dostrzec także wiele innych sygnałów prowadzenia heroicznej walki z upływającym czasem), postanowiła, że teraz moja kolej. Poszło bardzo gładko. Musiałem tylko ściskać jaką śmieszną kuleczkę i mrużyć oczy z powodu światła reflektorów i zaraz było po wszystkim. Dostałem zarówno piłeczkę jak i zdjęcia, osiem czekolad, batonika, soczek oraz specjalistyczny kubek o jakiejś trudnej do wymówienia nazwie. To chyba dobra cena za pół litra krwi?

Warto!

Niestety mojej koleżance w ogóle nie udało się oddać krwi (ciśnienie!). Oddała średnio co czwarta osoba, która przybyła na spotkanie. Okej. Teraz co ważne: Jeśli ktoś czyta tylko dla śmieszków i stylu, to w tym momencie powinien dać sobie spokój, bo teraz napiszę coś trywialnego: dlaczego warto? Niesienie pomocy jest zawsze dobre. Atmosfera niesienia pomocy nakręca się dzięki niesieniu pomocy, więc jest też przyjemne. Do tego dostajesz wiele słodkości i dzień wolny od pracy. Oraz darmowe badanie krwi. W zamian wystarczy oddać pół litra krzepliwej substancji i parę godzin swojego życia. Czy to tak dużo? Frodo potrafił oddać więcej dla ratowania świata. Wszyscy możemy być hobbitami. każdy z nas.
8

1 komentarz: