niedziela, 4 maja 2014

Winner stays

Dnia 2.05.2014 roku na Stadionie Narodowym w Warszawie odbył się finał Pucharu Polski w piłce nożnej. Miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w tym artystycznym wydarzeniu. Do stolicy przyjechały zespoły Zawiszy (tego Zawiszy, nie tej) oraz Zagłębia Lubin. Teraz przedstawię, jak wyglądał mój wyjazd na ten mecz.

Nowy puchar.

Oczekiwania

Ostatnio w internecie pojawił się filmik, który został autorytarnie okrzyknięty przez środowiska powiązane z autorem niniejszego blogu, najlepszą reklamą świata. To ten. Świetna partia wielkich, rozpoczynająca się od gierki podwórkowej, na znanych zasadach wygrany zostaje. Przypominają mi się podwórkowe rozgrywki z dzieciństwa. No i ten podkład. Coś niesamowitego. Doskonała robota. Kilkunastokrotne obejrzenie i oczekiwania na najbliższy mecz zostały wywindowane wysoko. Bardzo wysoko.

Ostrzeżenie

Dwa dni przed wyjazdem pochwaliłem się koleżance z pracy, że jadę na finał Pucharu Polski. Jej reakcja była ostrzeżeniem. Powiedziała coś takiego: A to warto iść na ten mecz, jak to polska liga? Powiedziałem, że warto. Dlaczego? Nie byłem jeszcze na meczu na Narodowym. Chciałem zobaczyć, jak to wygląda od środka i czy atmosfera ma szanse dorównać tej ze stadionu Wojska Polskiego? No i w końcu bilet był za darmo.

Pojedynek fanów

Kto liczył tutaj na opis stadionowych burd, może teraz obejść się smakiem. Między Zawiszą a Zagłębiem jest zgoda kibicowska, zatem fani obu drużyn siedzieli wymieszani i bawili się razem. Aczkolwiek, fanów Zawiszy było znacznie więcej i radosnymi przyśpiewkami wzbudzili moją sympatię. Poznałem również fotografa tej drużyny, Leszka, który prowadzi tego bloga. Poza tym, postawiłem, że w tym meczu padnie mniej niż 2.5 gola. Zatem wynik mógł być tylko jeden. 1-0 dla Zawiszy. 

Nie ma nic za darmo

Darmowe bilety? Jak się okazało, nie ma nic za darmo. Na potwornie brzydkim Stadionie Narodowym było potwornie zimno. Sama gra, również była potworna. Znaczy, mecz był dosyć ciekawy, ale poziom gry, niestety, przeraźliwie niski. Czego można się było spodziewać po ekstraklasowych zespołach? Podobał mi się jedynie David Abwo. Skrzydłowy Miedziowych ciągle stwarzał zagrożenie i nieustannie siał popłoch w szeregach defensywnych rywali.

David Abwo

Duch Michała Gliwy, wiecznie żywy

To właśnie powiedzenie pojawiło się podczas meczu i na stałe trafi do mojego słownika. Kim jest bohater tegoż? Michał Gliwa to były bramkarz Zagłębia Lubin, który obecnie gra w zespole o wiele mówiącej nazwie Pandurii Targu Jiu i, według wikipedii, nie zdążył tam jeszcze zadebiutować. W Polsce znany jest ze swoich nieudolnych interwencji oraz bramkarskich wpadek. Nowym bramkarzem Zagłębia jest Chorwat Silvio Rodić. Również był niepewny. Dużo lepiej spisywał się jego vis a vis.

Wygrany zostaje

Zgodnie z motywem tej notki, tylko wygrany zostaje. Ponieważ żaden z finalistów Pucharu Polski nie potrafił wygrać przez 120 minut (90 regulaminowych + dogrywka) czekał nas konkurs rzutów karnych. Pudło Sebastiana Dudka dało przewagę drużynie Zagłębia, ale potem, zawodnicy z Bydgoszczy nie mylili się już, a Wojciech Kaczmarek obronił strzały Djordje Cotry oraz Sebastiana Boneckiego. Chwilę później Igor Lewczuk wykorzystał swoją jedenastkę i piłkarze z Lubina opuścili murawę, a zawodnicy w koszulkach w czarno-niebieskie pasy zostali i cieszyli się jak szaleni.

A ja?

Ja, jako życiowy przegraniec, również nie zostałem i w chwilę po ostatnim karnym opuściłem stadion, by udać się na pociąg. Co do samego meczu. Przewidziałem taki obrót spraw. Do przodu na kuponie. Ale jedyny komentarz, jaki przychodzi na myśl, dotyczący przebiegu gry, to słynne słowa Janusza Wójcika: Tu nie ma co trenować, tu dzwonić trzeba.

Tak to właśnie wygląda
8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz