niedziela, 7 września 2014

Poszli na rowery

Mam nadzieję, że po raz ostatni przepraszam was, drodzy czytelnicy, za niepisanie. Pisałem o nim (niepisaniu, nie przepraszaniu) w tym miejscu. I nadal podtrzymuję tę opinię. Niepisanie jest fajne. Ale pisać trzeba, bo jak nie będę nic pisał, to nikt nie będzie czytał. Aczkolwiek, tego typu durnych rozważań również nikt nie będzie czytał. Zatem najlepiej po prostu przejdźmy do rzeczy.

Rzecz.


To był maj..

No właśnie! Akcja działa się w maju, ale z powodu mojego nieopisanego lenistwa poznajecie tę historię dopiero dzisiaj. Pewnego dnia, postanowiliśmy wybrać się z moim współlokatorem na rowery. Warszawa, piękne miasto, mnóstwo cudownych ścieżek rowerowych, świeże powietrze, przyjaźni ludzie.. No dobra. Postanowiliśmy się wybrać, po prostu, bo tak. I wybraliśmy się. Na veturilo. Gdy wychodziliśmy, jeszcze nie wiedzieliśmy, że będziemy tej decyzji bardzo żałować..
 
Galeria Mokotów
 
Znaleźliśmy najbliższe stoisko z rowerami, pod Galerią Mokotów. Dotarliśmy tam szybko, po krótkim spacerku. I co? Co się okazało? A no, okazało się, że jest rower. Jeden. Uznaliśmy, że 'no dobra', nie będziemy brać jednego, bo jak się dogadać kto weźmie? Jeszcze mogłoby dojść do rękoczynów. Bezpieczniej było szukać dalej. Przy metrze Wilanowska na pewno są. Yhy.

Metro Wilanowska
 
Udaliśmy się w kolejne miejsce. Do Metra Wilanowska. Nie trwało to długo, w końcu od GM do wilanowskiej jest całkiem blisko. Ku zaskoczeniu absolutnie nikogo, liczba rowerów przy tamtejszym stoisku wynosiła jeden. Reakcja była trudna do opisania. Nie wiedzieliśmy, czy śmiać się, czy płakać. Ostatecznie wybraliśmy jednak pierwszą opcję. Aczkolwiek, nie na długo. Zdecydowaliśmy się wziąć ten rower i udać się do GM po drugi. Niestety, los-figlarz przygotował nam jeszcze jedną niespodziankę. Rower, który tam stał, był bez łańcucha.

Łańcuch. Bez roweru. Dla odmiany

Następna stacja - Służew
 
Z nadzieją na udane łowy, ruszyliśmy w kierunku metra Służew. Na szczęście było blisko, bo szliśmy na te rowery już ponad godzinę! Tam spotkała nas niespodzianka. Tym razem, nie było żadnego roweru! Na resztkach baterii w telefonie mojego współlokatora udało się odnaleźć w pobliżu kolejne miejsce. Ahoj przygodo! Idziemy dalej! 
 
..dalej..
 
Na szczęście niedaleko (chyba w pobliżu al. Lotników?) jest jeszcze jedno stoisko, a tam znaleźliśmy dużo rowerów. I to nawet działających! Współlokator poprosił mnie, żebym go uszczypnął, zatem popatrzyłem na niego z politowaniem. Po przejściu szoku wzięliśmy rowery ze stojaków i..

..czy było warto?
 
Oczywiście! Polecam wszystkim, zarówno grubym, jak i chudym, zarówno dużym, jak i małym. Każdy może jeździć na rowerze, a my zwiedziliśmy pół Warszawy podczas tych trzech wycieczek. Polecam szczególnie dolinę służewiecką. Bynajmniej nie jeździliśmy dla widoków, tylko dla formy i przyjemności, ale skoro coś widziałem, to mogę coś powiedzieć. Poza tym, świetnie się czuję po takiej przejażdżce. Ze swojej strony polecam bardzo gorąco. Jakby ktoś był dociekliwy, to nie ze swojej strony też. Załączam rower. Wiecie co macie z nim zrobić?

8

1 komentarz: